„Rusza lada moment” – tymi słowami ministra funduszy i polityki regionalnej Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz zapowiedziała kontrolę jednego z najgłośniejszych programów mieszkaniowych ostatnich lat. Najwyższa Izba Kontroli ma dokładnie sprawdzić, jak funkcjonował Bezpieczny Kredyt 2 proc. i czy faktycznie pomógł Polakom w zakupie pierwszego mieszkania, czy może – jak twierdzą niektórzy eksperci – tylko podgrzał rynek i podbił ceny.
NIK wchodzi do akcji
Decyzję o kontroli potwierdził nowy prezes NIK, Mariusz Haładyj. Jak przekazała Pełczyńska-Nałęcz, działania kontrolne zostały już wpisane do planu prac Izby na 2025 rok i rozpoczną się w najbliższym czasie. Minister od dawna apelowała o przyjrzenie się programowi, który pochłonął ponad 20 miliardów złotych publicznych środków. To właśnie ona, jeszcze w sierpniu, wysłała do NIK list z prośbą o zbadanie procesu decyzyjnego oraz efektów wprowadzenia dopłat do kredytów mieszkaniowych.
Bezpieczny Kredyt 2 proc. miał być rozwiązaniem problemu młodych Polaków z dostępem do własnego lokum. Program ruszył w lipcu 2023 roku z inicjatywy rządu Mateusza Morawieckiego. Wnioski przyjmowano przez pół roku, a zainteresowanie przerosło oczekiwania. Na początku 2024 roku BGK poinformował, że banki muszą wstrzymać przyjmowanie nowych wniosków, bo pula środków została wyczerpana szybciej, niż ktokolwiek się spodziewał.
Dobre intencje, kontrowersyjne skutki
Idea była prosta: dopłaty miały sprawić, że młodzi ludzie łatwiej uzyskają kredyt na pierwsze mieszkanie. Z preferencyjnych warunków mogły skorzystać osoby do 45. roku życia, które nie miały wcześniej nieruchomości. Maksymalna kwota kredytu wynosiła 500 tys. zł, a w przypadku małżeństw lub rodzin z dzieckiem 600 tys. zł. Państwo przez 10 lat dopłacało do rat, dzięki czemu oprocentowanie utrzymywało się na poziomie 2 proc.
W praktyce okazało się jednak, że program ma również drugą stronę. Eksperci ostrzegali, że dopłaty zwiększą popyt i doprowadzą do gwałtownego wzrostu cen mieszkań. Tak też się stało. W wielu miastach ceny nieruchomości w 2023 roku poszybowały w górę nawet o kilkanaście procent. Na rynku wtórnym notowano rekordowe stawki, a deweloperzy zaczęli mówić o „sztucznie napędzonym boomie”.
Krytycy programu twierdzą, że wsparcie trafiło głównie do osób, które i tak mogłyby pozwolić sobie na kredyt. Pełczyńska-Nałęcz nie kryje, że właśnie te wątpliwości chce rozwiać kontrola NIK. Audyt ma pokazać, czy państwowe pieniądze rzeczywiście pomogły młodym rodzinom, czy raczej pogłębiły nierówności na rynku mieszkaniowym.
Co dalej z polityką mieszkaniową?
Kontrola NIK może być przełomem nie tylko dla samego programu, lecz także dla całej polityki mieszkaniowej w Polsce. To, co wykażą audytorzy, może mieć wpływ na przyszłe decyzje rządu dotyczące nowych form wsparcia.
Bezpieczny Kredyt 2 proc. był jednym z najbardziej medialnych projektów ostatnich lat. Dla jednych stanowił realną pomoc, dla innych przykład nieprzemyślanej interwencji państwa w rynek. Teraz, gdy sprawą zajmie się Najwyższa Izba Kontroli, wreszcie może nadejść czas na chłodną ocenę faktów. I być może okaże się, że „bezpieczny” kredyt nie był wcale tak bezpieczny ani dla budżetu, ani dla osób marzących o własnym dachu nad głową.



Zostaw komentarz